Masz kredyt we franku? Czy warto czekać z pozwaniem banku?
Za nami pierwsze 4 miesiące roku 2020, które, nie trzeba wymieniać, przyniosły wiele wydarzeń istotnie wpływających na nasze życia, a co za tym idzie, na nasze decyzje. W niniejszym artykule postaramy się przyjrzeć jakie nastroje panują wśród „frankowiczów”. Po dwóch przełomowych datach: wyroku TSUE z 3 października 2019 r., w którym rozwiane zostały wszelkie wątpliwości w kwestii możliwości unieważniania tzw. umów frankowych, a także po wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie 3 stycznia 2020 r. w sprawie państwa Dziubak, nastąpiła niemalże lawina korzystnych wyroków dla tzw. „frankowiczów”. Co ciekawe, są to w większości wyroki stwierdzające nieważność rzeczonych umów. Czy w obecnym czasie i sytuacji warto czekać ze złożeniem pozwu przeciwko bankowi?

Sądy przejściowo pracujące w innym trybie
Wielu posiadaczy kredytów powiązanych z walutą obcą wstrzymuje się od podejmowania działań związanych z kredytem, ponieważ przy panujących ograniczeniach, aktualne terminy rozpraw sądowych są odwoływane. Niestety jest to postawa z istoty swojej pozbawiona sensu. Po pierwsze, jak zaznaczono wyżej, orzecznictwo sądowe ciągle ewoluuje i zasadą, a nie jak dotychczas wyjątkiem, stają się wyroki korzystne dla konsumentów. Ponadto sądy de facto cały czas pracują i, jak należy się spodziewać, wkrótce powrócą do pełnej aktywności. Co więcej, konsumentów, którzy jeszcze nie zdecydowali się na walkę z bankiem, odwoływane terminy rozpraw nie dotyczą. Z dużą dozą prawdopodobieństwa należy stwierdzić, że, gdy ich pozwy trafią do sądu, rozprawy będą już wyznaczane na bieżąco. Po drugie, nawet jeśli przyjdzie nam czekać w długiej kolejce złożonych pozwów po zniesieniu obostrzeń, to zazwyczaj warto być na jej przedzie, niż zamykać tyły.
Pomoc państwa czy raczej realna przeszkoda w walce z bankami?
Często osoby zadłużone w helweckiej walucie, pytane o sytuację i odczucia związane z ich rosnącym zadłużeniem, śmiało twierdziły, że wskutek naporu niezadowolonych obywateli, rząd w końcu podejmie konkretne działania zmierzające do „wyleczenia” Polski z tzw. kredytów frankowych . Tymczasem mimo powracającego co kilka, kilkanaście miesięcy tematu, cała wrzawa niedługo cichła, czas mijał, a kolejne raty były pokornie spłacane. Nadzieja gasła, a ci, którzy jeszcze wierzyli, wiarę już zapewne stracili. Zwłaszcza teraz, gdy gospodarkę czeka próba obrony przed potężnym kryzysem ekonomicznym, nie ma co liczyć na pomoc w sprawie „franków”. I chyba wszyscy to rozumiemy, a pretensje byłyby nieuzasadnione.
Radca prawny, specjalizujący się w postępowaniach przeciwko bankom w sprawach tzw. „kredytów frankowych” pisze: „Przede wszystkim zaś – trzeba to bardzo wyraźnie podkreślić, odwołując się do szerszej świadomości – żadne rozwiązanie systemowe czy nawet ugodowe nie jest w stanie zaoferować kredytobiorcom nieważności umowy kredytowej, czyli całościowego uwolnienia od toksycznego kredytu i wykreślenia hipoteki. Żadne inne rozwiązanie nie załatwi sprawy „frankowicza” kompleksowo. Znajdujemy się w sytuacji niebywałej – mamy za sobą TSUE, Sąd Najwyższy, coraz korzystniejsze orzecznictwo sądów powszechnych, kilkuletnią walkę niezwykle zaangażowanych pełnomocników kredytobiorców – teraz wystarczy się lekko schylić i czerpać z tego ogromu argumentacji, doświadczeń i korzystnych wyroków. Po cóż w takiej sytuacji czekać na rozwiązania tyleż mgliste, wątpliwe i niepewne, co bardzo połowiczne, wręcz niekorzystne, stanowiące kompromis, ukłon w stronę nieuczciwych banków?”
Rosnący kurs CHF
Wraz z narastaniem wielopłaszczyznowego kryzysu wywołanego tzw. pandemią koronawirusa i wprowadzanymi ograniczeniami w Polsce i na świecie, kurs polskiego złotego systematycznie tracił na wartości, w wyniku czego wycena franka szwajcarskiego względem złotówki urosła nawet o ponad 30 groszy. Taki skok odbił się oczywiście na wysokości rat, na które trzeba teraz przeznaczyć od kilkudziesięciu do czasem kilkuset złotych miesięcznie więcej, ale co najistotniejsze, zaistniała sytuacja wpłynęła na wzrost salda rzekomego zadłużenia kredytobiorców wobec banków. Droższy frank to niewątpliwie jeden z argumentów, które weźmiemy pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wejściu na drogę sądową.
„Podkreślić jednak należy, że do sądu idziemy z powodu tego, że profesjonalna instytucja finansowa, działająca pod nadzorem państwa, zaoferowała konsumentowi toksyczny produkt spekulacyjny, które może okazać się niespłacalny i takim był już w chwili zawierania umowy. Gwałtowny wzrost kursu CHF i jego konsekwencje dla stanu zadłużenia kredytobiorców stanowią kwestię drugorzędną wobec stosowanych przez bank nieuczciwych względem konsumenta mechanizmów, które nieuczciwymi pozostaną niezależnie od sytuacji na rynku walutowym.” – zaznacza specjalista.

Przerwać bieg przedawnienia
Przedawnienie to możliwość uchylenia się od zaspokojenia roszczenia po upływie określonego terminu. W stosunku do rat kredytowych kredytobiorca może dochodzić roszczeń maksymalnie 10 lat wstecz od dnia wniesienia pozwu do Sądu lub wystosowania zawezwania do próby ugodowej. Okres 10 lat jest liczony względem każdej pojedynczej raty. Niestety gro kredytobiorców nie jest tego świadomych, a rozczarowanie przychodzi dopiero w momencie wyliczenia kwoty roszczeń.
Radca prawny komentuje: „Z ostrożności warto pamiętać o biegu przedawnienia podejmując decyzję w sprawie swojego kredytu „frankowego”, choć moment, od którego liczymy ów bieg jest dyskusyjny i niekoniecznie musi być to moment zawarcia umowy czy termin zapadalności danej raty. Orzecznictwo TSUE wskazuje nam inny kierunek – czy przyjmie się w polskich sądach – zobaczymy, ale stoimy na stanowisku, że bieg ewentualnego przedawnienia w konsumenckich sprawach CHF powinien być liczony w inny sposób i argumentację tę forsujemy. Ponadto roszczenie o ustalenie nieważności umowy nie przedawnia się, a właśnie nieważność umowy, a nie zasądzenie nadpłat na ratach kredytowych winna być głównym celem kredytobiorcy.”
Czekać czy nie?
Zestawiając przytoczone powyżej argumenty nasuwa się wniosek, że nie warto czekać ze złożeniem pozwu w sprawie tzw. kredytu frankowego przeciwko bankowi. W obecnej sytuacji wydaje się, że przegranym jest/będzie ten, kto do sądu nie pójdzie. Szanse na wygraną są ogromne, a nakłady, jakie trzeba ponieść w związku z założeniem sprawy, są niewspółmiernie niskie w stosunku do tego, co można realnie zyskać.
Dlaczego zatem warto już teraz składać pozew? Jednoznacznie przemawiają za tym m.in.:
- korzystne orzecznictwo, w tym TSUE,
- dziesiątki/setki tysięcy nadpłat poczynionych przez kredytobiorców na każdym tego rodzaju kredycie,
- przerwanie ewentualnego biegu przedawnienia przez złożenie pozwu,
- rosnące raty i rosnące saldo zadłużenia, co może doprowadzić do sytuacji, że kredyt stanie się niespłacalny,
- fakt oszukania konsumenta przez bank już na etapie zawierania umowy.
Leave a Reply